wtorek, 21 lipca 2015

Piwo z mniszka

-Mlecyk
Sid Epoka Lodowcowa


Reakcje i przemiany chemiczne zachodzą w nas nieustannie, nawet w teraz gdy czytasz te słowa. Są one motorem napędzającym nasze życie. Z biochemicznego punktu widzenia nie istnieje coś takiego jak śmierć. Przewrócone w lesie drzewo nie jest statyczne. Ono jest ciągle żywe pod postacią rozkładających je grzybów, i żerujących owadów. Wszystko się przeplata i łączy jak wąż Uroboros zjadający swój ogon, nie mając ani początku ani końca.

W życiu człowieka istnieje pewien szczególny rodzaj reakcji chemicznej. Mianowicie fermentacja. 

Spotkałem się kiedyś z takim opisem fermentacji. Małe robaczki jedzą sobie jedzonko a przy okazji wydalają z siebie ekstremeny. Normalka. Jak sobie podjedzą to mogą się rozmnażać. Gdy jest ich coraz więcej produkują coraz więcej ekstrementów, w których w końcu zaczynają się topić i umierają. Przykra śmierć, ale w ten oto sposób powstaje alkohol. Drożdże odżywiając się węglowodanami wydzielając przy okazji etanol. Sfermentować można prawie wszystko. Ba. W teorii alkohol uzyskać można nawet z tektury! To byłoby coś. Bimber z makulatury! Niestety kompletnie nieopłacalny z powodu konieczności stosowania różnych enzymów. Czy jakoś tak.


Alkohol towarzyszył człowiekowi od zarania dziejów. Nie tylko człowiekowi. Kozy, krowy lub konie na wsiach z lubością podjadają leżące pod drzewami owoce które powoli zaczynają fermentować. W kulturze masowej gdy mówi się o czasach historycznych zawsze przedstawia się postacie z pucharami wina, kuflami piwa lub rogami miodu. I prawidłowo. Tylko niekoniecznie spożywany był w celu upojenia się (jak dzisiaj często do nieprzytomności). W sytuacji gdy nie wiadomo co znajduje się w wodzie którą mamy zamiar wypić, całkiem rozsądne było picie niewielkich ilości alkoholu dla zdezynfekowania. Gotowanie samej wody nie było jakoś szczególnie popularne. Ale mam nawet swoją teorię która głosi, że Polskę w dużej mierze ominęła plaga czarnej śmierci właśnie dlatego, że popularniejsze od wina było piwo. Po prostu do produkcji piwa wodę trzeba zagotować a wina nie. No i dochodzi jeszcze motyw ówczesnego multikulti w kraju i tego, że przybysze z południa przestrzegali różnych zasad koszerności. 

Przydługi wyszedł ten wstęp. Ale dochodzę w końcu do sedna. Otóż alkohol upędzić można prawie ze wszystkiego. Sama przyroda, oraz nasza polska, słowiańska tradycja podsuwa nam bardzo wiele pomysłów. Pędziliśmy po prostu co tylko się dało! Do dzisiaj niestety zwyczaj ten podupadł. Pozostało nam jedynie piwo z jęczmienia lub wino z winogron. Ostatnio jeszcze fermenty z jabłek zwane cydrami, lub wcześniej jabolami.

Pobawiłem się jakiś czas temu w kultywatora tradycji i historii, miłośnika dzikiej przyrody oraz chemika w jednym. Efektem było piwo* z... mniszka nazywanego popularnie mleczem. Pomyśli ktoś - "powaliło go". Ależ nie!

Gdy wiosna zawitała w pełnej krasie udałem się do Parku Ludowego w Lublinie. Na rozległej łące na której człowiek wcale nie czuje się jakby był w parku, aż żółciło się od mniszków. Kilkanaście minut zbierania i z pełną siatką ruszyłem do domu. Tak się niestety złożyło, że nie mogłem zająć się tym od razu i wrzuciłem zebrane zioła do zamrażarki co by mi się nie zepsuły. To nauczka dla mnie na przyszłość żeby zabrać się do pracy od razu! Gdy znalazłem chwilę czasu musiałem najpierw odczekać chwilę zanim przynajmniej lekko odtają a później nożem udcinałem zbędne koszyczki kwiatowe.



Tutaj odrobina anatomii. To co popularnie nazywa się kwiatami jest ich zbiorem wyrastającym z koszyczka. To tak jakby kiść winogron nazywać jednym owocem. Z jednego koszyczka wyrastają zarówno małe listki jak i cała masa (nawet do 300) małych, języczkowatych kwiatów. Dla lepszego wytłumaczenia zdjęcia ukradzione z wikipedii

Koszyczek kwiatowy
Pojedyncze kwiaty

Więc stanąłem przed zadaniem odcinania kwiatów z koszyczka, które były coraz bardziej rozlazłe. Wyszło mi ok 250g (było skubania!) kwiatów. To wszystko doprowadziłem do wrzenia w 5 litrach wody i pogotowałem jeszcze 10 minut. Trzeba ciągle stać przy garnku bo diabelstwo szybko kipiało. Podałem też odrobinę cytryny. Po tym czasie odcedziłem wszystko przez sitko i szmatkę, i przelałem do gąsiora. Gdy substancja ostygła dodałem drożdży i zatkałem rurką fermentacyjną. Całość dojrzewała ok 1,5-2 tygodni. Otrzymane piwko zlałem znad osadu i przefiltrowałem przez kawałek materiału. Mimo to i tak później pojawił się lekki osad ale nie większy niż w sklepowych piwach niefiltrowanych lub rzemieślniczych.

Piwko trzeba skonsumować dość szybko. Dłuższe przechowywanie mu nie służy.

A smak? Dla mnie przepyszny. Trochę specyficzny. Najbardziej kojarzyło mi się z piwami pszenicznymi. Bardzo orzeźwiające. Ile miało procent? Nie mam pojęcia. Pewnie nie za wiele. Ale nie robiłem tego dla procentów tylko dla smaku i eksperymentu.









* piwem w encyklopedycznym tego słowa znaczeniu to nie jest bo nie zawiera słodu ze zbóż ale tak to nazywam jako napój alkoholowy niskoprocentowy








Zapraszam na swoją stronę na FB Każda Strona Świata


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz