wtorek, 3 listopada 2015

Rozpalanie ognia



Opublikowałem tutaj jakiś czas tamu moje krótkie przemyślenia na temat ognia i ognisk. Teraz czas na praktykę. Jak takie ognisko rozpalić i palić? Co zrobić żeby nie udusić się w kłębach dymu, lub jak go uzyskać żeby coś uwędzić lub odstraszyć komary. Jak je rozpalić żeby z dymem nie poszło pół lasu łącznie z ulubionym śpiworem w którym spaliśmy w obozie. Sztuczek jest wiele, a zacznę tak jak należy,czyli od początku. Od samego rozniecania.


Do tego żeby płonął ogień potrzebne są trzy rzeczy. Ciepło, paliwo i tlen. Płomień który mamy np z zapałek musi mieć co jeść, czy to jest parafina w świeczce czy drewno dębowe. A gdy zacznie je pochłaniać musi mieć czym oddychać. Nie można go przydusić garścią chrustu, bo zgaśnie jak świeczka przykryta szklanką. 

Tym co zazwyczaj kojarzy się ludziom z ogniskiem jest konstrukcja w kształcie tipi, więc i od tego zacznę.

Zapałką nie rozpalimy całego pniaczka (przynajmniej nie od razu). Przy dobrze rozpalanym ognisku mały płomień uzyskany z np zapałki zajmuje mały materiał na którym rośnie i może zająć grubsze kawałki drewna na których rośnie jeszcze bardziej i może podpalić grubsze gałęzie. Wtedy powinniśmy mieć już na tyle duży płomień żeby móc dokładać do niego dowolnych rozmiarów drewno.

A więc potrzebujemy: 
- podpałki
- drobnego chrustu 
- cienkich gałęzi grubości palca
- właściwego paliwa

Chyba najlepszą i niezawodną podpałką jest kora brzozowa. Nie piszę, że musi być koniecznie sucha bo krążą o niej opinie, że rozpali się nawet wilgotna. To za sprawą tego, iż jest nasączona łatwopalnymi olejkami. Będąc w trasie dobrze jest wykorzystać okazje i napełnić kieszenie korą z pobliskich drzew. Tylko uwaga. Nie ma potrzeby okaleczać drzewa jeśli nie chcemy go całkiem ściąć. Brzoza jest o tyle wspaniałym drzewem, że sama daje nam tę korę po prostu się łuszcząc. Oczywiście przy martwych drzewach można spokojnie bez wyrzutów sumienia wyciągnąć nóż (czasem nawet bez jego pomocy) i pozyskać tyle ile nam potrzeba.



Następnie idzie drobny materiał. Ważna sprawa nie tylko przy chruście. Nie zbieramy go z ziemi. Ten wiszący na drzewach będzie zdecydowanie bardziej suchy. Wykorzystujemy do tego wszelkiego rodzaju wiszące, zerwane gałęzie, lub małe gałązki z martwych drzew lub konarów. Ale najlepsza będzie wycieczka w niskie drzewa iglaste. Pod okapem z zielonych gałęzi, przy pniu zawsze będą liczne obumarłe i suche, cienkie gałązki chronione od deszczu przez wyżej rosnące żywe gałęzie. Prócz gałęzi w kategorii drobnego materiału mogą być jeszcze suche trawy lub łodygi obumarłych ziół i bylin (chociaż zawsze strasznie dymią). 

Na to idą nieco grubsze gałęzie średnicy podobnej do średnicy palca. Może to być również porąbany materiał z grubszego drewna. Zasada pozyskiwania podobna jak przy chruście - zbieramy gałęzie stojące lub wiszące a unikamy leżących, które najczęściej będą zbutwiałe. 

No i na koniec właściwe paliwo którym będziemy podkładać.

Gdy mamy już wszystko możemy przystąpić do budowania ogniska.

Na początek rozgarniamy ściółkę do gołej ziemi. Ściółkę, liście i ziemię zgarniamy na jedna kupkę żeby potem można było ukryć ślady po naszym (oczywiście wygaszonym) ognisku. Jeśli jest mokro, zwłaszcza gdy obozujemy w śniegu to możemy ułożyć platformę z drewna. Inaczej ognisko może się utopić. W tym przypadku może być zbierane z ziemi, bez jakiejś szczególnej selekcji. Następnie bierzemy dwie wiązki chrustu i układamy je tak żeby krzyżowały się nie na środku ale na końcach. Na wierzch położyć można jeszcze jedną wiązkę. Pomiędzy nie warto powkładać paski kory brzozowej. Nad tym budujemy dookoła typowe tipi z mniejszego oraz większego paliwa wtykając pomiędzy nie korę brzozową. A na to kolejna warstwa "tipi" z grubego materiału z ewentualnie powtykaną tu i ówdzie korą, chociaż tutaj najprawdopodobniej nie będzie już potrzebne.




Zabieramy się do finału. Płonąca kora lubi się zwijać więc żeby tego uniknąć można złożyć ją w widoczną na zdjęciu harmonijkę. Podpalamy ją i wkładamy w przygotowany otwór w stosie. Jeśli wszystko było przygotowane dobrze po kilku chwilach powinniśmy grzać się przy strzelającym ognisku. Jeden z najprzyjemniejszych dźwięków jakie znam.










Co więcej, do tego ogniska nie użyłem żadnych narzędzi. Ani piły, ani siekiery ani nawet noża. Tylko jedną zapałkę. Drewno zbierałem tylko martwe oszczędzając te jeszcze rosnące drzewa. Ewentualnie pozwalałem sobie na obłamywanie martwych gałęzi z żyjących drzew. A w kubku szybki wywar z kwiatów i liści krwawnika.


Zapraszam na swoją stronę na FB Każda Strona Świata










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz