piątek, 27 listopada 2015

Winter is coming, czyli sorry, taki mamy klimat.


Szkoda, że nie mam... A nie! Mam!
Kapitan Tytus Bomba


Witam Wszystkich.
Tematem tego posta będą pewne wydarzenie z zimy 2013-14, oraz sprawa bycia czujnym/czuwającym! (Czuwaj! - odpowiedź polskich harcerzy na scoutowskie  be prepered).  Nie uważałem się nigdy za prepersa, ale mimo to sądzę, że pewne przedmioty dobrze jest mieć pod ręką bo się po prostu przydają. Kiedyś kolega powiedział mi, że jego dziadek powiedział mu, iż mężczyzna powinien mieć zawsze w kieszeni scyzoryk i zapałki. Maksyma ma już wiele lat, ale pozostaje wciąż aktualna. A historia która mówi o tym, że warto być przygotowanym przedstawia się następująco.



Chyba wszyscy znają hasło Pani Bieńkowskiej "Sorry, taki mamy klimat". Głośno o tym było, ale w całym tym szumie, gdzie Pani Minister urosła do rangi internetowego mema, główny powód afery zniknął w tle. A sprawa polegała na tym, iż pociąg (pełen pasażerów) utknął na 10 godzin w zaspie. Wszyscy, niezależnie od majętności, poglądów lub klasy społecznej marzli tak samo. I gdy kilka dni później wracałem pociągiem z Lublina do domu pomyślałem sobie "jakby to było gdyby przytrafiło się to mnie?". O ironio, nie przejechaliśmy nawet kwadransa od momentu gdy myśl ta przeszłą mi przez głowę, gdy pociąg stanął i ani myślał o tym żeby ruszyć dalej. Od czasu do czasu gasło światło, robiło się momentami ciut chłodniej, ale widać było, że po ostatnich wydarzeniach obsługa pociągu robiła co mogła by nikt nie mógł im czegoś zarzucić przez prawie dwugodzinny przymusowy postój.
A pasażerowie?
A z pasażerami to momentami różnie było. Oczywiście telefony do domu z wiadomościami o sytuacji, zabijanie nudy, po pewnym czasie próby zabicia głodu jeśli ktoś coś miał do przekąszenia. Na szczęście nie trwało to tak długo jak w opisywanej wcześniej sytuacji i nie zamarzaliśmy. Ale większość (jeśli nie wszyscy), nie byli przygotowani na takie coś. Można zaryzykować myśl, że nie byli przygotowani na to nawet mentalnie. Że spada w naszym społeczeństwie zdolność samodzielnego myślenia, trzeźwej oceny sytuacji. Że zaczynamy być coraz bardziej wyspecjalizowani w jednej dziedzinie, a przez to stajemy się bezradni w całej reszcie. I oczekujemy, że ktoś coś za nas wykona, bo "to przecież nie moja robota", albo "nie znam się". Pół biedy jeśli dotyczy to tylko sytuacji które skończą się wkurzeniem i wymienianiem nawzajem pod nosem niemiłych epitetów o sobie, gdy druga osoba już nie słyszy. Lub stratą pieniędzy. Gorzej jeśli w sytuacji zagrożenia czyjegoś zdrowia lub życia nagle wszystkich obecnych ogarnie bezradność. I gdy, na co dzień, wszechnice mądrości będą czekały na czyjeś działanie, bo będą nauczone, że w społeczeństwie jest jak w Wiosce Smerfów, gdzie każdy ma jakąś funkcję i wszystko będzie na pewno zrobione. A jeśli któryś tryb z maszyny nie będzie działał poprawnie to zaraz przyjdzie Papa Smerf i wszystko naprawi.
Uf. Ad rem.

Mimo, że pewne elementy takiego myślenia były we mnie już wcześniej, wtedy narodziło się we mnie przeświadczenie, że warto być przygotowanym.
Podstawą jest to co ma się przy sobie zawsze. No może nie zawsze gdy jestem w domu, ale zawsze gdy z niego wychodzę. W moim przypadku już od kilku lat jest to:
Scyzoryk wielofunkcyjny - tani, kupiony chyba za 20 złociszy. Okładziny już poodpadały, ale dzięki temu zajmuje w kieszeni mniej miejsca. I wcale nie jest to zbędny balast. Co prawda niektóre jego funkcje są badziewiaste (jak nigdy nieużyty skrobak do ryb, niedziałające nożyczki do papieru lub tępe szydło), ale mimo tego co pewien czas okazuje się bardzo przydatny. Ba. Gdy w lipcu zeszłego roku wyjechałem do Anglii i musiałem się z nim rozstać na ten czas (nie chciałem żeby wzbogacił przypadkiem lotniskowy skarbiec), odczułem jego brak już pierwszego dnia. I drugiego też. Zatem nóż warto mieć!
Latarka Mała, do kupienia za pinć złotych w każdym kiosku. Nie imponuje mocą, ale do poszukania czegoś po ciemku w zupełności wystarczy. Miejsca zajmuje niewiele, a w przypadku zgubienia/awarii nie będzie szkoda
Portfel. A w nim prócz środków płatniczych:
- kilka plastrów. Nie zajmują praktycznie w ogóle miejsca, a portfel w odróżnieniu od apteczki ma się zawsze przy sobie.
- kartka z numerami telefonów do bliskich mi osób. Nigdy nie zdarzyło Wam się sytuacja, gdy pada Wam bateria w telefonie, nikt w okolicy nie ma ładowarki z Waszym gniazdkiem, a trzeba pilnie zadzwonić? Mi tak. A co z sytuacjami gdzie mogą Wam skroić telefon a nie portfel? Chociaż teraz prostym rozwiązaniem jest zapisywanie ich na koncie google. Ale kartka jest w portfelu. Dodatkowo mój numer i numery do bliskich wyszczególnione. Na wypadek gdybym zgubił portfel i ktoś dobry chciał się ze mną skontaktować. Lub gdyby mnie szlag trafił, lub piorun trzasł.
Zapalniczka Osobiście nie palę papierosów. Ale mimo to niewielka zapalniczka zawsze gości u mnie w kieszeni. Zaczęło się od tego, że mieszkałem na stancji która przypominała prawie akademik. I jeśli zostawiłem przy kuchence swoje źródło ognia to najpóźniej po kilku dniach rozpływało się w niewyjaśnionych okolicznościach. Wyrobiłem sobie wtedy nawyk noszenia zapalniczki w kieszeni. Część osób poleca mieć przy sobie krzesiwo. Ja nie przygotowuję się na koniec świata. Noszę rzeczy przydatne na co dzień, a odpalenie np. świeczki w knajpie lub restauracji krzesiwem byłoby dość problematyczne.


Gdy wychodzę z domu zazwyczaj biorę ze sobą plecak. Niewielki, który po zaciągnięciu taśm kompresujących prawie nie odstaje od pleców. Ale równocześnie po poluzowaniu ich w miarę pojemny, z możliwością przytroczenia dowolnego ekwipunku na taśmach molle. Czemu plecak? Bo mam wolne ręce, nic mi się nie majta przy ciele (chociaż i do toreb na ramię nic nie mam, czasem i ich używam), mogę zabrać ze sobą coś z domu lub spokojnie zrobić zakupy bez konieczności brania ze sklepu kilku siatek, które zazwyczaj są wątpliwej wytrzymałości, musiałbym je później taszczyć w ręku, i zagospodarować jakoś w domu. A i dla środowiska nie jest to najkorzystniejsza opcja. Nawet laptop spokojnie w niego wchodzi. Gdy zabieram plecak lub torbę, zazwyczaj w osobnej przegródce pakuję do niego kilka rzeczy. Mianowicie:
1. Ogrzewacz chemiczny dla rozgrzania dłoni lub zaplusowania u dziewczyny gdy jej zimno i nagle myk! Wyciąga się z plecaka gorący ogrzewacz. Noszony oczywiście tylko w trakcie sezonu grzewczego
2. Paczka gum do żucia
3. Płyn do mycia zębów przelany w małą buteleczkę. Zęby niestety nie odrastają a wizyty u stomatologa są zbyt kosztowne i mało przyjemne.
4. Płyn dezynfekujący do rąk Nie zawsze jest możliwość umycia rąk. Nie zawsze warunki sanitarne są wystarczające. Niezależnie czy w mieście czy w lesie. A i spryskać deskę w podejrzanym szalecie miejskim można
Taśma izolacyjna (5) i srebrna (6)
7. Zestaw do szycia Kilka małych igieł, nici, większa igła i dratwa. Nigdy nie urwał Ci się guzik? Lub zamek w plecaku odmówił posłuszeństwa? Nie? To zazdroszczę.
Kawałek drutu (8) i sznurka (9) 
10. Maleńki mooltitool Maniacy Leathermanów zaklasyfikowaliby to pewnie w kategorii miłych zabawek. ale mi odpowiada. Szczypce przydawały się np przy naprawie urwanego na mieście łańcuszka od płaszcza. Do tego kilka narzędzi w rączce. Ponad to jeszcze dodatkowy mały śrubokręt (11)
12. Brelok-metrówka
13. Latarka czołowa Jak wspomniałem wcześniej zawsze mam w kieszeni latarkę. Ale czasami to za mało. Czasem potrzeba więcej mocy, czasem wolnych rąk. W plecaku rezyduje u mnie Mactronic Nomad. W porównaniu z bazarową czołówką którą miałem wcześniej "jest moc".
14. Apteczka: Staram się mieć zawsze gdy zabieram ze sobą z domu plecak lub torbę. Nikt z osób którym przytrafił się wypadek nie planowały go wcześniej. I nikt nie wie czy nie przydarzy się mu, komuś napotkanemu na ulicy lub bliskiej osobie, coś złego. Już Pałkiewicz w książce "Jak żyć bezpiecznie w dżungli miasta" pisał o zjawisku zwanym "zasadą zaprzeczania", według której ludzie jej podlegający akceptują istnienie niefortunnych zdarzeń lub tragedii życiowych na Ziemi, ale fakt iż to właśnie ich może kiedyś to dotknąć jest nie do zaakceptowania i nie przechodzi im przez głowę. Do czasu. Kilka plastrów staram się mieć w portfelu, ale apteczka jest przygotowana na poważniejsze problemy niż drobne skaleczenie, chociaż w moim przypadku i ona nie jest olbrzymia. Wolę coś poręcznego co zawsze będę miał przy sobie. Na mieście trzymam ją wewnątrz torby lub plecaka, a jeśli pozwala na to konstrukcja to jest przypięta na zewnątrz. Gdy idę w las przypinam zazwyczaj ją do paska. Kilka razy już z niej korzystałem.
Niewielkie rękawiczki (15) i buff (16) Na wypadek nagłego załamania pogody, zgubienia czapki/rękawiczek. Zawsze można komuś pożyczyć.
17. Butelka z wodą niewielka, półlitrowa. Bardziej niezbędna w upalne lato niż zimą








Zapraszam na swoją stronę na FB Każda Strona Świata







5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz i opinię ;) Do zestawu dochodzi jeszcze zegarek na rękę. Zwykły wskazówkowy. Pamiątka od Mamy po obronie inżyniera ;)

      Usuń
  2. koc termiczny i 2 pary rekawiczek winylowych nalozonych podwujnie ... jedna para raczej nie gwarantuje w warunkach survivalu bezpieczenstwa . tak mnie uczono na kursie pierwszej pomocy. .../ kazdy twoj i moj towarzysz powinien dokladnie wiedziec jak mi pomoc , inaczj bedzie MALO przydatny..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koc NRC oczywiście zawsze jest w apteczce. Jak na razie nie opisałem jeszcze jej szczegółów i wyposażenia na blogu ale i na to przyjdzie czas.

      Usuń
  3. jesli komus proponujesz / albo on tobie / ,wspolny wypad to sprawdz czy potrafi obsluzyc twoja apteczke , nawet super "wypasiona ", bo kolega to pwinien byc na miare moziwosci twoj "d-chron "

    OdpowiedzUsuń