sobota, 11 lutego 2017

Misja KARTOFLEGG, czyli ziemniak w wersji delux

Któż z nas nie lubi smaku ziemniaka z ogniska? Całego rytuału przygotowywania ognia, zagrzebania kartofli w żarze, niecierpliwego czekania, problemów z doliczeniem się ile ich się w sumie wrzuciło i przerzucania gorącej pyry z ręki do ręki gdy już wyciągniemy. A ten smak. Po-ez-ja! Dzisiejszy wpis będzie o leśnej kuchni ale nie typowo dzikiej tylko właśnie bardziej obozowej lub na ognisko ze znajomymi/rodziną czyli kartofel z ogniska. Ale w wersji odświeżonej. De-lux!



Korzystając z wolnej soboty, wczesnym popołudniem spakowałem się, zarzuciłem plecak na ramiona i wstępując po drodze do sklepu opuściłem miasto. Przy ostatniej zabudowie minął mnie jeszcze tylko samochód za którym... krzycząc wniebogłosy jechała na sankach dziewczynka. Ale ile było szczerej radości w tym krzyku! Aż jej pozazdrościłem i chciałem się dosiąść. Niedługo potem opuściłem ostatecznie miasto i ruszyłem w dzicz. Głęboki śnieg, jasne słońce, brak chmur. Aż chciało się iść! Na prawdę polecam każdemu. Nie było strasznie zimno, zwłaszcza w ruchu chociaż już po pewnym czasie poczułem, że na wąsach i brodzie mam grudki lodu. Słońce chyląc się do zachodu wyciągało najlepsze kolory z otoczenia. Żałowałem, że nie zebrałem się wcześniej i nie spędziłem całego dnia na takiej wędrówce. Chyba najlepszy widok był tuż przed moim lasem gdy wyłaniał się powoli zza ośnieżonego pagórka na którym nie było ani jednego śladu człowieka ani zwierzyny. Chwila czasu dla fotoreportera i w drogę.






Policzcie sarny



Gdy mijałem pagórek i schodziłem w leśną dolinę wśród drzew zobaczyłem jeszcze kilka saren. Wcześniej na północy krążyły dwa ptaki, najprawdopodobniej myszołowy. Prócz śladów na śniegu były to jedyne zwierzęta napotkane tego dnia.

Do mojego miejsca obozowego dotarłem gdy było jeszcze jasno, zdjąłem kurtkę i zabrałem się za zbieranie opału. Wyciągnąłem z plecaka składaną piłę i siekierkę i poszło mi bardzo szybko. Trochę odchodzącej kory brzozowej z sąsiedniego drzewa, dwa ruchy krzesiwem i na platformie zaczął płonąć ogień. Podłożyłem porąbanego drewna i zabrałem się za szykowanie posiłku.

W takich warunkach platforma z gałęzi, nawet spróchniałych jest ważna bo inaczej ognisko szybko by zagasło w topniejącym śniegu


Wszystko jest elementarnie proste. Należy zaopatrzyć się w dość sporego zimnioka od którego odkrajamy wieczko. Następnie nożem lub łyżką wykrawamy wnętrze i do tak powstałej komory wbijamy jajko. Doprawiamy jeszcze do smaku ulubionymi przyprawami, przyszpilany wykałaczkami lub ich substytutem pozyskanym z jakiegoś krzaka i wkładamy w żar. Ja przysypałem ulubionym oregano. Niestety z torebki ale... w sezonie można znaleźć świeże oregano rosnące na polach. Lub użyć innych świeżych ziół. Wszystko pod ręką. Ziemniaka nie owijałem folią aluminiową bo nie przepadam za nią. Jednorazowego użycia i nie wiadomo co potem z nią zrobić. Zastąpić można spokojnie liśćmi jadalnych roślin jak np chrzanu lub łopianu. 100% ekologiczne i biodegradalne. Ewentualnie po pieczeniu zaopatrzeć się w nóż i oskrobać skórkę.






W czasie gdy ziemniak dochodził wstawiłem obok garnuszek z wodą na kawę i przygotowałem jeszcze trochę drewna. Danie piekło się ok 20 minut. Sprawdzić można oczywiście nadziabując kartofla nożem lub... czymś innym. Po tym czasie wyjąłem go z ogniska przy pomocy specjalistycznego sprzętu jakim były dwa patyki i obtoczyłem w śniegu żeby można było trzymać bezpiecznie w dłoni i żeby przy okazji usunąć część popiołu. Potem nóż w rękę, obrać i zajadać. Efekt wizualny widać na zdjęciu. Efektu smakowego nie jestem w stanie opisać. Ciekawi mnie tylko jakby smakował gdyby dodać do tego jeszcze np plasterek boczku... mmm


Chwila na napełnienie żołądka i pogrzanie się przy ognisku i można było się już zbierać do powrotu do domu. W przysłowiowym międzyczasie zdążyła już zapaść noc. A księżyc świecił tak mocno, że nie było żadnej potrzeby używać latarki bo nawet zostawiałem swój cień. Zatrzymałem się jeszcze przy krzaku dzikiej róży i nazbierałem zmarzniętych owoców. Zostanie jeszcze tylko ich przygotowanie i ususzenie i powędrują do ziołowego magazynku. Podobnie jak zebrane wcześniej gałązki wierzbowe.


Tradycyjnie zapraszam na swoją stronę na FB Każda Strona Świata FACEBOOK














1 komentarz: