wtorek, 22 listopada 2011

Monastyr

Dziś chciałbym opowiedzieć o mojej wyprawie do Monastyru. Była to część wycieczki z 1-2 maja 2011 r. A zatem do rzeczy. Najpierw trochę opisu historycznego.
Monastyry, lub monastery są to klasztory w obrządku prawosławnym. Nazwa wywodzi się od greckiego Monasterio, co oznacza "celę pustelnika". Początkowo nazywano tak tylko oddzielne pomieszczenia dla mnichów objętych klauzurą, z czasem ulegając przekształceniu.
Monastyr który odwiedziłem znajduje się, a właściwie znajdował się, na Roztoczu Wschodnim. Kilka kilometrów na północny-zachód od Werchraty. Nazywany jest po prostu Monastyrem. Tak samo nazywała się osada założona w jego pobliżu.














Był to klasztor bazylianów. Najstarsze dokumenty wskazują jako datę założenia rok 1678 r. jednak podania mówią o tym, że już od XII w. istniała tutaj świątynia. Od 1682 roku znajdowała się tam, przywieziona przez drugiego ihumena, ikona Matki Boskiej Werhrackiej. Klasztor zamknięto w roku 1806, a mnichów z obrazem przeniesiono do Krechowa. Obecnie znajduje się on w cerkwi pod wezwaniem świętego Paraskwei we Lwowie.


Drogę na szczyt wzniesienia na którym znajdował się klasztor otworzyła mi niewielka murowana kapliczka, stojąca tuż na granicy lasu. Przypominała mi tą którą spotkałem w Gorajcach. Nieco zaniedbana, w niektórych kątach porastająca powoli pleśnią, nie jest na szczęście całkiem opuszczona. Kilka kwiatów i powieszonych obrazów dawało jej trochę życia, w odróżnieniu od tej którą widziałem dzień wcześniej.



Nieco wyżej , zza zakrętu wyłonił się kamienny krzyż, niestety przewrócony, w (licząc podstawę) trzech częściach. Na nim napisy cyrylicą . Na swoim miejscu był niestety tylko cokół. Na szczęście jakiś dobry człowiek postawił krzyż do pionu. Całość z daleka dawała niezwykłe wrażenie. Jakby zbliżało się powoli do miejsca kryjącego wiele tajemnic...
Kilka zdjęć, i ruszam dalej pod górę ścieżką pokrytą sporymi kamieniami. Wchodzenie po nich powodowało ten przyjemny rodzaj wysiłku jaki dalej wspinaczka. 






Dalej szedłem coraz bardziej stromą ścieżką, a po pewnym czasie, po lewej, między drzewami stopniowo zaczynęły być widoczne pozostałości po murach klasztornych. Powoli rozsypujące się sięgają jednak nawet do czterech metrów. Chwilę później dochodzę do bramy. 



 Po wejściu na teren monastyru początkowo niewiele można zobaczyć prócz kilku wyróżniających się obiektów. Dziś miejsce to jest gęsto zarośnięte drzewami i krzewami, które nawet na wiosnę są wszechobecne i skrywają opuszczone ruiny. Jednak z czasem zaczynają wyłaniać się inne fragmenty układające się razem w wyjątkowy obraz. Najbardziej wyróżnia się miejsce pochówku 62 żołnierzy UPA poległych 2 III 1945 r.w okolicznych lasach. Na czarnej tablicy widać wypisane cyrylicą imiona poległych, głównie młodych ludzi (najstarszy 45 lat, najmłodszy 15 lat), a dookoła wieńce z żółto niebieskich kwiatów, świadczące o pamięci o tym miejscu ludzi zza wschodniej granicy. Na krzyżu widoczny tryzub - symbol Ukrainy. Niżej napis :
"Polegli za wolną Ukrainę
Tu spoczywają polegli w boju z NKWD w Lasach Monastyrskich w nocy z 2 na 3 marca 1945r"

Wcześniej stał tutaj inny pomnik z napisem: "Tu spoczywa 45 ukraińskich powstańców z sotni "Szuma" którzy 2 marca 1945 r. zginęli za wolność i suwerenność ukraińskiego i polskiego narodu. Przez zdradę oni, najdorodniejszy kwiat Ukrainy, osaczeni w monasterskich lasach przez bolszewików i UB, bronili się zawzięcie i nie poddali się, jak przystało synom Ukrainy. Przechodniu, stojący na tej ziemi naszych ojców, wspomnij o nich w swojej modlitwie, bo oni nieśli nam wolność.". Został on jednak zniszczony i po latach w jego miejsce postawiono obecny. Nie chcę w tym miejscu opisywać dokładnie działań UPA, a tym bardziej dokonywać jakiejś oceny moralnej. Z jednej strony walczyli oni z sowietami z zaciekłością równą Armii Krajowej, chcąc zapewnić sobie i potomnym życie w wolnej Ukrainie. Z drugiej strony dopuszczali się mordów na cywilach (Polakach, ale również tych Ukraińcach którzy nie chcieli z nimi współpracować), zabijając niekiedy całe wioski, po których dziś pozostały jedynie fundamenty w ziemi i krzyże na rozstajach. Trzeba jednak pamiętać o tym, że ludzi nie należy oceniać zbiorowo, gdyż w tym przypadku nawet oddzielne sotnie inaczej zapisywały się w historii. A bezsensowne niszczenie pomników nie przysparza nikomu chwały. Nam pozostaje mieć tylko nadzieję na to, że w przyszłości unikniemy podobnych okrucieństw jakie działy się za czasów II wojny światowej i walk partyzanckich UPA.



Nie jest to jedyna pozostałość po wojnach na tym wzgórzu. Na przeciwko pomnika poświęconego pamięci UPA znajduje się niewielki cmentarz austriacko-niemiecko-rosyjski z 1915 r. Na krzyżach wykonanych z piaskowca, ustawionych rzędami większość napisów już zostało zatarte. Na jednym z nich wyraźny napis mówiący: HIER RUHEN 3 RUSSISCHE SOLDATEN 
Z dwóch można odczytać nazwiska:
Nazwisko - Seebeck
Imię - Hin.
Stopień / nardowość - Unteroffizier
Jednostka - 10 Komp. Inf. Reg. 78
Data śmierci - 1915.06.26
Data urodzenia 1892.09.08

Nazwisko - Shmidt
Imię - Heinrich
Stopień / narodowość - Musketer
Jednostka - 10 Komp. Reg. 78
Data śmierci - 1915
Data urodzenia - 18?3.12.09





Z atrakcji "nadziemnych" chyba najbardziej spodobała mi się figura stojąca przed cmentarzem z I wojny. Dość wysoka. Precyzyjnie i starannie wykuta. Niestety i ją dosięgnął ząb czasu (lub dłoń wandali) i uszkodził krzyż, który teraz stoi u jej podnóża. Jednak nawet w takim stanie przedstawia się imponująco.Porastająca mchem i porostami miała swój klimat, pasujący do tego miejsca.
.
Najbardziej do tego miejsca przyciągały mnie chyba wiadomości o pozostałościach podziemi tego kompleksu. Wejście do pierwszego z nich zobaczyłem zaraz po lewej. Schodząc w dół, przez kamienny łuk czułem się niezwykle, prawie jak Indiana Jones. Niestety, piwnice nie są labiryntem korytarzy i pomieszczeń. Ale nie oznacza to, że nie kryją w sobie skarbów. Same w sobie są jednym z nich. Już sama droga w dół po schodkach i zerknięcie w bok z myślą "co kryje zakręt?" było ekscytujące. W środku zobaczyłem dwie postacie w długich białych szatach. Obie bez głów...









Niestety nie były to zjawy dawnych mnichów tylko dwa posągi które przez czyjąś bezmyślność zostały pozbawione swoich głów. Korzystając z zimowej aury znalazł się ktoś przewieźć przywiązując je za głowy do koni i pociągnąć po śniegu. Efekt można aktualnie zobaczyć właśnie w tej pierwszej piwnicy. Obie figury robią w tym miejscu świetny klimat, i mimo swojego przypominającego duchy wyglądu, bardzo ożywiają to miejsce. Na prawo od nich jest dość niskie wejście do małego pomieszczenia i balem po środku. Na powierzchnię wyszedłem drugim wyjściem, od razu zacząłem rozglądać się za kolejnym zejściem. Udało mi się znaleźć jeszcze dwa. Jedno było nawet dość sporym pomieszczeniem, ale bez żadnych odnóg lub dodatkowych pomieszczeń. Nie wiem czemu gdy tam byłem wyobraziłem sobie ustawione pod ścianami, na stojakach, wielkie beczki klasztornych trunków.


Do ostatniego pomieszczenia które znalazłem już nie wchodziłem. Wołali mnie akurat Panowie których spotkałem na miejscu i którzy akurat jechali w tą samą stronę w którą ja zmierzałem. Nie chciałem żeby musieli na mnie czekać no i dodatkowo mógłbym im naśmiecić w samochodzie. Pstryknąłem tylko zdjęcie i zacząłem żegnać się z tym wzgórzem. Niestety na koniec bardzo niemiło się zaskoczyłem gdyż w środku pełno było śmieci, głównie starych wieńców. 



Nie wspomniałem jeszcze o jednym ciekawym obiekcie, mianowicie o starej, wyschniętej już dziś studni. Dość szeroka, głęboka na jakieś 4 metry. Po wodzie nic już nie zostało, ale wilgotne kamienne ściany porośnięte są mchem i paprociami. Pewną atrakcją tego miejsca jest wyrastające wprost ze ściany drzewo. Jakaś siła ciągnęła mnie w dół tej studni i oczywiście musiałem jej ulec i poczuć chłodne powietrze wewnątrz. Warto wspomnieć jeszcze o naturalnym poszerzeniu cembrowiny przy samym dnie, do którego można się wczołgać.




Schodząc na dół ze spotkanymi Panami minęliśmy jeszcze jeden krzyż. Drewniany, przybity do buka, z namalowanym św Bratem Albertem i słowami "Apostołował tej ziemi prowadząc swych braci ścieżkami modlitwy do Jezusa" wyszedł spod ręki nieżyjącego już Janusza Burka, pasjonata Roztocza. 



Tak więc nastał koniec odwiedzin tego miejsca. Zobaczyłem niewiele, ale to i tak była wspaniała wyprawa. Wiem, że jeszcze tam na pewno wrócę, bo monastyrskie wzgórze kryje przede mną jeszcze sporo atrakcji. Tych bardziej i mniej znanych. Oraz tych całkiem zapomnianych, które czekają na odkrycie.



Dane żołnierzy spoczywających na cmentarzu z I WŚ zaczerpnąłem ze strony http://www.polegli.tgcp.pl/miasto.php?lng=pl&m=1250&order=n 

 Zapraszam na swoją stronę na FB Każda Strona Świata

3 komentarze:

  1. Bardzo piękny ten krzyż ostatni. Maćku czekamy na nowy wpis!...

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Zatem zapraszam ;) Chociaż miejsce wygląda już trochę inaczej. Byłem tam tego lata. Z jednej strony teren został uprzątnięty ale z drugiej strony... ktoś założył stalowe kraty na wejściach do podziemi :/

      Usuń