środa, 3 czerwca 2015

Majówka - drogą przyszłej obwodnicy

"Smutno, że spotykamy się po raz drugi dopiero teraz, kiedy wszystko się kończy.
Bo świat się zmienia. Czuję to w smaku wody i ziemi, i powietrza.
Nie mam nadziei, żebyśmy się jeszcze kiedyś mogli zobaczyć."
J.R.R. Tolkien Władca Pierścieni, Powrót Króla

Posty powiązane
Przepis na posiłek przyrządzony tego dnia z dzikich roślin
Kieszonkowy filtr do wody

Świat się zmienia i cokolwiek byśmy mówili lub robili nigdy nie będzie on stały w miejscu. Tam gdzie dziś są góry będą kiedyś morza, a morskie głębiny zamienią się w pustynie. Człowiek będący jednym z elementów ekosystemu zwanym Ziemią również ma na niego wpływ. Ba, jego wpływ jest wręcz kolosalny. W jednym miejscu wytniemy a w drugim zbudujemy. A tam gdzie człowiek nie ma już interesu lub z innego powodu opuścił dane miejsce, wraca znów przyroda, trawiąc powoli to co zbudowaliśmy. I w przypadku budynków, procesy takie możemy zobaczyć nawet w ciągu jednego pokolenia. Odwiedzanie miejsc opuszczonych, zwane z angielskiego urban exploration cieszy się coraz większą popularnością. Na miejscach opuszczonych przez człowieka, czy to obiektach militarnych, czy industrialnych, czy budownictwie mieszkalnym, gdy tylko przestaniemy tam ingerować, wrócą rośliny. Cegły zamienią się w gruz, gruz w pył, a z biegiem (wielu) lat, ten zamieni się znów w glebę.

Jest jednak forma ingerencji człowieka która prawie nie zanika. Gdy raz zostanie wyznaczony gdzieś szlak, będą nim już "zawsze" ciągnęły tłumy. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale w niektórych przypadkach w dalszym ciągu, w Europie poruszamy się drogami, które przed wieloma wiekami wyznaczyli Rzymianie. Którymi legiony kroczyły na podbój całego świata. Mimo pozoru delikatności (biorę jako przykład coroczne zjawisko topnienia asfaltu razem ze śniegiem na wiosnę), drogi budowane w czasach współczesnych wgryzają się w ziemię o wiele głębiej niż te budowane przed wiekami. A ich sieć gęstnieje, Stara są modernizowane. Nowe tyczone są przez tereny zagospodarowane dotychczas rolniczo lub pozostające we władaniu przyrody. I ten drugi przypadek zachodzi aktualnie w mojej rodzinnej miejscowości Tomaszowie Lubelskim.

Pragnę jednak zaznaczyć, że nie jestem zażartym przeciwnikiem budowania dróg, lub innych form rozwoju cywilizacji. Te działania są niemożliwe do zatrzymania. Ba. Często są konieczne. Mam tylko nadzieję żeby temu wszystkiemu towarzyszyła idea zrównoważonego rozwoju. Nie będzie tutaj żadnego przypinania się do drzew, blokowania inwestycji, lub sabotowania podjętych działań. Tfu tfu. Nic z tych rzeczy. To, że od czasu do czasu w moich postach przebrzmiewają tematy związane z przyrodą, środowiskiem, naturą i ekologią nie oznacza, że mam zamiar strzelać do każdej osoby mówiącej o interesach człowieka. Nie jestem "ekoterrorystą" lub "ekooszołomem".


A mój wpis?  Może się w nim znaleźć trochę melancholii, Zadumy. A na pewno krótkie zatrzymanie się nad tym skrawkiem świata który istnieje, jest piękny, ale niedługo przestanie istnieć. Chęć udokumentowania czegoś na przyszłe lata. Świata który niedługo odejdzie i nigdy nie wróci. Bo tak jak przybliżyłem w pierwszym akapicie. Na ziemie uprawiane, zamieszkiwane lub w inny sposób wykorzystywane przez człowieka, przyroda wraca. Czasem są to nawet całe miasta o które upomniał się las. Ale o ile nie przyjdzie na nas jakiś totalny kataklizm, to tam gdzie postawimy dziś drogi, będą tam one po wik wików.

A teraz bardziej szczegółowe przybliżenie sytuacji.

Tomaszów leży na krajowej siedemnastce Warszawa - Lwów, 25 km od przejścia granicznego. Co za tym idzie, większość ruchu tranzytowego na Ukrainę, zwłaszcza z północy kraju, ciągnie właśnie przez Tomaszów. Miasto już od 20 lat stara się o obwodnicę. Z biegiem lat zostało przygotowane wszystko co potrzeba. Wszystkie plany gotowe, działki wykupione. Nawet po polach, lasach i łąkach porozstawiane były żółte słupki z napisem "pas drogowy" w miejscach w których przebiegać będzie przyszła obwodnica. Jednak była ona skutecznie odsuwana w każdym kolejnym przypadku. Aż w końcu zaczął zbliżać się czas w którym ważność straciłyby pozwolenia na budowę. Mieszkańcy wyszli na ulicę, zaczęli strajkować i w końcu obwodnica Tomaszowa została oficjalnie wpisana do Programu Budowy Dróg Krajowych na lata 2014-2020.
Tak więc miejsca te niedługo przejdą do przeszłości. Gdy budowa (przynajmniej oficjalnie) stała się faktem narodził się w mojej głowie pewien pomysł.

Data: 3 maja 2015
Miejsce: Roztocze Środkowe, bezdroża na wschód od Tomaszowa Lubelskiego
Cel: Marsz trasą którą przebiegać będzie przyszłą obwodnica miasta
Warunki: Wiosenne słońce, ciepła pogoda, niewielkie zachmurzenie.

Z pełnym plecakiem ruszyłem na południe. Docelowo obwodnica ma łączyć się z istniejącą już droga w okolicach miejscowości Podbełżec, jednak jako początek mojej wyprawy wybrałem inne miejsce. Gdybym poszedł do samego Podbełżca musiałbym po drodze przechodzić przez co najmniej dwa strumienie i jedno rozlewisko. Gumowców nie miałem, a nie spodziewałem się znaleźć tam żadnego mostu więc skróciłem nieco trasę. W teren wszedłem za Łaszczówką-Kolonią, za ostatnimi domami. Odbijająca w lewo, gruntowa droga biegnie równolegle do jednego ze strumieni które musiałbym przekraczać. Pomijając konieczność odgonienia się od natrętnego psa, początek dnia udany. Słońce przygrzewało jak należy, wszystko się zieleniło. Po chwili droga przecięła szlak nieistniejącej jeszcze obwodnicy




W tym miejscu wyprawa zaczęła się już ostatecznie. Nóż powędrował do paska, sprawdziłem kierunek na kompasie i ruszyłem przed siebie. Musiałem przedzierać się przez sosnowy zagajnik, a, że droga wiodła pod górę, szybko wyszedłem dość wysoko (oczywiście jak na standardy Roztocza). Gdy wyszedłem spomiędzy drzew na bardziej otwartą przestrzeń miałem przed sobą świetny widok na południe, w stronę doliny cieku o którym wspominałem wcześniej i ciągnących się dalej lasów. Jako, że okazji nie można marnować wyciągnąłem z kieszeni woreczek i zacząłem zbierać do niego młode pędy sosnowe. Było ich tyle, że aż same prosiły się o zbiór. I to w dodatku na odpowiedniej wysokości. Żeby nie ogołocić całkowicie drzew i nie zniszczyć ich zbierałem tylko po kilka sztuk z jednej sosny, pomijając pędy szczytowe. No i oszczędzałem wyraźnie młode drzewa. Niech sobie podrosną to za rok ilość pędów wzrośnie w tempie wykładniczym. Chociaż z drugiej strony za rok może ich już nie być. Na szczęście w dalszym ciągu otrzymywałem dobry kurs o czym poinformował mnie kolejny znaleziony słupek z napisem "pas drogowy"






Na granicy łąki, młodnika i starszego lasu, za wspomnianym słupkiem zobaczyłem w runie białą kość. Gdy podchodziłem w tamtą stronę pod nogami dostrzegłem jeszcze ze dwie mniejsze. Ewidentnie wyglądało na to, że coś tutaj padło. Ale to mało powiedziane. Gdy doszedłem na miejsce zobaczyłem cały stos kości. Naliczyłem co najmniej 4 czaszki dzików. Pewnie robota jakiegoś kłusownika.








Teren nieco się zmienił. Miałem teraz przed sobą. Las z wysokimi drzewami. Nagle zrobiło się płasko. Znów pokierowało mnie kilka słupków, aż w końcu między drzewami zaczęło być widać coraz więcej nieba. Gdy wyszedłem na wolną przestrzeń pokazał mi się całkiem niebrzydki widok na Łaszczówkę. Zabudowa, stawy, gospodarstwa i okoliczne pola. Miedzą pomiędzy nimi poszedłem w kierunku który wskazywał mi kompas. Przez lornetkę zobaczyłem kolejny słupek a po minięciu pól znów wszedłem w las. Trochę pokręciłem się pomiędzy drzewami aż trafiłem na szeroki wycięty pas szeroki na 20-30 m. Upstrzony pustymi butelkami po paliwie do pił spalinowych. Drzewa wycięto tutaj już dość dawno bo w niektórych miejscach powoli odrastały.






























Po minięciu asfaltowej drogi musiałem sporo się nachodzić żeby znaleźć drogę przez bagno. Oj będą musieli się tam namęczyć żeby zbudować tę drogę zwłaszcza że trasa przebiega nie tylko przez grząski teren ale również przez środek jeziorka.
















Niestety piwka nie było



Dalej urządziłem sobie krótki popas przy bitej szosie podczas którego ubiłem chodzącego mi po spodniach kleszcza. Znów zszedłem z drogi kierując się ciągle na północ. Minąłem uprawę porzeczek. Coraz bliżej mnie była zabudowa ciepłowni, której kompleks z daleka wydawał się opuszczony. W głównym budynku pobite szyby, ale jednak coś się tam działo. Świadczy o tym chociażby czyściutki i nowy samochód. Nie było możliwości pozwiedzania wiec ze smutkiem poszedłem dalej mijając (bez wątpienia całkowicie czynną) oczyszczalnie ścieków. Wszedłem później w dżunglę. Podmokły teren, gęsta roślinność, duchota, jak zrobi się ciepłej to zaroi się pewnie od komarów. Całkiem ciekawe miejsce. Warto będzie tam wrócić.








Jama borsuka




Dotarłem następnie do prostego jak linijka kanału odprowadzającego oczyszczoną wodę z oczyszczalni do rzeki. Z mojej prawej strony po łące przebiegło kilka saren. Zimą tego roku bylem już w tym miejscu gdy znalazłem z przyjaciółmi w okolicy opuszczone gospodarstwo.










Ulicę listopadową przeszedłem na moście. Opuściłem wtedy Sołokiję i znów odbiłem na północ. I kolejna zmiana krajobrazu. Na północ ode mnie wzniesienia miejscowości Majdan Górny, gdzie powoli kończy się geograficzne Roztocze a zaczyna Grzęda Sokalska. Na południe widoczny Tomaszów a wokół mnie świeża i zielona łąka z zaroślami. Czułem się momentami jak członek Drużyny na wyprawie z Pierścieniem. Nie niosłem ze sobą oczywiście tak wielkiego Brzemienia. Ale wrażenie zrobiły na mnie zmiany krajobrazu. Wspinanie się pod górę, lasy iglaste, pola, bagna, dżungle, łąki, zagajniki i ukryte jeziora. Dla każdego coś dobrego.














Łaziłem teraz po dobrze mi znanych terenach. Skręciłem koło brzozowego zagajnika przy którym strzelałem kiedyś z kolegą z wiatrówki. Klucząc między drzewami dotarłem nad dwa oczka wodne. Ta część okolic Tomaszowa jest jeszcze dość dzika i nieodwiedzana, mimo że jeszcze kilkadziesiąt lat temu uprawiano tu pola. Ale jeszcze z dwa lata i będzie tutaj zupełnie inny świat.















Po trudach i znojach mojej wyprawy dotarłem nad staw nad którym planowałem biwak. Rozwiesiłem hamak chwilkę odpocząłem i poszedłem pozbierać coś do jedzenia. Garść pokrzyw zdobyłem bez problemu, ale po jakąś solidniejszą wkładkę musiałem się bardziej nachodzić. Zdjąłem but, podwinąłem spodnie i powoli zagłębiałem się w staw w poszukiwaniu kłączy pałki. Woda nie była już taka zimna, ale i zbiornik nie duży i nie odchodziłem daleko od brzegu. Między palcami przelatywało mi sporo obumarłej biomasy. Pamiętam, żę do niedawna w lecie woda była tu często pokrywa rzęsą. Kroki stawiałem ostrożnie. Nie chciałem wpaść w jakieś drugie dno. No i po dwóch metrach woda sięgała mi już pod kolana, a spodni ściągać nie chciałem. Na przygotowywaniu posiłku czas upłynął szybko ale milo. Na miejsce doszedłem dość późnym popołudniem, posiłek zajął mi trochę czasu i powoli zaczęło się już ściemniać. Pomyłem gary i zacząłem mościć się do snu w blasku wychodzącego o zmierzchu księżyca. Jeszcze tylko przed snem poszczekały mi trochę sarny. Pospałem do w pół do pierwszej w nocy. Księżyc świecił tak mocno że nie było potrzeby wyciągać latarkę. Zebrałem się szybko, plecak na plecy i znów w drogę. Okrążyłem ogródki działkowe, przez skraj których planowana jest obwodnica, aż dotarłem w końcu do asfaltowej drogi łączącej Tomaszów z Łaszczowem. Wybrałem drogę w lewo do Tomaszowa i tak skończyła się moją wyprawa














Mam nadzieje że te zdjęcia przetrwają jako jakieś świadectwo. może za kilka lat sam przejdę się znów tamtą drogą, tym razem już po asfalcie, a nie brodząc przez bagno. Porównam zmiany. Zapewne i na lepsze i na gorsze. A wyprawę zaliczam do bardzo udanych. Na szczęście kolejna z rzędu majówka spędzona w aktywny sposób.

P.S. Małe sprostowanie co do cytatu zamieszczonego na początku wpisu. W oryginale wypowiedział go Fangorn-Drzewiec w Powrocie Króla. Z nieznanych mi przyczyn kwestię tę wypowiadała Galadriela w pierwszych minutach filmu Petera Jacksona. To tyle ;)


Zapraszam na swoją stronę na FB Każda Strona Świata

1 komentarz: