czwartek, 15 grudnia 2016

ZONA - strefa życia

Witam po dłuższej przerwie wszystkich Stalkerów. W niniejszym wpisie ponownie wrócę do Czarnobylskiej ZONY i poruszę temat z którym rzadko jest kojarzona. Czy to będzie promieniowanie? Nie. Czy to będą mutanty? Niestety nie*. Czy to będą cudowne artefakty i Złota Kula spełniająca marzenia? Również nie. Czarnobyl kojarzy się chyba wszystkim z katastrofą elektrowni. Wysiedleniem miast u wsi. Ruinami domów. Cichym ponurym i pustym światem apokalipsy. Ale temat który poruszę będzie życie w ZONIE.


Spis treści wszystkich wpisów o Czarnobylskiej Strefie Wyłączenia

Faktem jest, że bezpośrednio po katastrofie populacja utworzonej Strefy szybko spadła. Wysiedlono wszystkie miasta i wioski (dla przykładu Prypeć przed tym wydarzeniem miał blisko 50 000 mieszkańców). Przebywali tam tylko Likwidatorzy którzy niszczyli zabudowę, stawiali Sarkofag i usuwali inne formy promieniowania z otoczenia. Jednym ze sposobów walki i rozprzestrzenianiem się skażenia było odstrzeliwanie zwierząt. Zajmowały się tym specjalne grupy likwidatorów myśliwych którzy strzelali do wszystkich zwierząt i dzikich i tych bliższych człowiekowi jak np krowy które pozostały na gospodarstwach po tym jak opuścili je właściciele. Czemu przeprowadzono takie akcje? Bo zwierzęta nie znają granic. Jeleń który przebywał na skażonym obszarze, jadł tam rośliny i spał w pobliżu reaktora mógł postanowić by kilka dni później przenieść się kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów dalej i przenosić chorobę popromienną na inne osobniki. Flora też nie miała łatwo czego przykładem jest Czerwony Las - las na południe od Prypeci który przyjął wysoką dawkę promieniowania. Rosnące tam sosny obumarły i przybrały rudoczerwoną barwę. 



Trzydzieści lat później...

Flora
Cóż tu dużo mówić. Rośliny w Czarnobylu mają się dobrze. Wręcz bardzo dobrze. Gdy odszedł człowiek zaczęły wkraczać tam gdzie wcześniej były zwalczane. Trawniki zamieniły się w zakrzaczenia a one w zagajniki. Znaczną część całej Strefy stanowią teraz lasy, blisko 60%  powierzchni. Centra miast w lecie są całe zielone a drzewa potrafią rosnąć nawet we wnętrzu budynków. Jedna z ważniejszych ulica Prypeci będący głównym wjazdem do miasta - Prospekt Lenina - przypomina dziś parkową aleję, a potrzeba mocno się wysilić by wyobrazić sobie możliwość rozegrania jakiegokolwiek meczu na murawie stadionu miejskiego. Przyroda jest cierpliwa i powoli ale skutecznie kruszy asfalt, beton i mury. W czerwonym lesie co prawda sterczą obumarłe kikuty drzew ale... są one efektem wiosennego pożaru. Poza tym fragmentem las ma się dobrze i na pierwszy rzut oka nikt nie powiedziałby, że jest to ten słynny skażony Czerwony Las. Ponoć zdarzają się przypadki występowania wśród niektórych drzew na tamtym terenie gigantyzmu... osobiście przez las tylko przejeżdżałem.




To samo miejsce. Trzydzieści lat różnicy



Fauna
A co u zwierząt? Wyżej wspomniałem, że po katastrofie likwidatorzy mieli za zadanie odstrzelić każde napotkane zwierze. Ale to już historia. Duża ilość lasów i małe zagęszczenie ludności w połączeniu w różnymi zakazami przebywania sprawiają, że ZONA jest jak park narodowy przez co zwierzęta mają się tam bardzo dobrze. W miasteczkach sporo jest dzikich psów. Albo raczej półdzikich bo ani nie atakują, ani nie uciekają od człowieka tylko często liczą na jakiś kawałek chleba lub inną przekąskę. To oczywiście nie jest reguła.



Bardzo dobrze też czują się tam dzikie zwierzęta. Po lasach spotkać można jelenie, dziki, wilki, niedźwiedzie. W sumie nie tylko w lasach bo sam miałem przyjemność widzieć w ruinach Prypeci spacerującego lisa. W Strefie dobrze też mają się bobry które do woli budują tamy i żeremie kształtując krajobraz na jeszcze bardziej dziki i niedostępny. A tworzone w ten sposób tereny podmokłe to wprost idealne miejsce dla łosi.


Niejeden park narodowy w Europie chciałby mieć takie bogactwo zarówno gatunków jak i liczebności. Teren Strefy jest do tego stopnia atrakcyjny przyrodniczo, że w pewnym momencie postanowiono introdukować tam jeden ze skrajnie zagrożonych wyginięciem gatunków dzikich koni - konia Przewalskiego. Gatunek który pochodził z terenów środkowej Azji. Ostatni żyjący na wolności widziany był w roku 1969. Podobnie jak w przypadku żubrów, przetrwały tylko te trzymane w ogrodach zoologicznych. Od roku 1990 prowadzone są próby introdukcji oraz reintodukcji tego gatunku między innymi na stepowe tereny Ukrainy. W roku 1998 wprowadzono 21 osobników na teren czarnobylskiej Strefy i gatunek dobrze się tam trzyma bo według danych z 2003 roku populacja powiększyła się prawie czterokrotnie. Co ciekawe w przebadanym mięsie padłych osobników nie stwierdzono promieniowania wyższego niż mieszczące się w normie.


Teraz trochę ichtiologii. Pracująca elektrownia prócz prądu wytwarzała olbrzymie ilości ciepła. Żeby to wszystko nie eksplodowało opracowany był cały system chłodzący pobierający wodę z rzeki Prypeć (mówiłem już, że sama katastrofa spowodowana była eksplozją...wody? ups). Do dziś pozostały po tym wielkie zbiorniki pełne wody. A w tych zbiornikach żyją sobie spokojnie sumy. Ale nie jakieś tam sumiki które można złowić w Polsce. Rybki dorastające do rozmiarów dorosłego człowieka. Stojąc na moście nakarmiliśmy je trochę chlebem. Z tym, że taki sumik pół bochenka chleba miał na jedno kłapnięcie paszczą. W tym akurat przypadku ich rozmiar nie jest (raczej) wpływem promieniowania. Po prostu sumy rosną całe życie, a w tych zbiornikach nie mają żadnych naturalnych wrogów a odłów jest zabroniony więc rosną sobie i rosną...



Oczywiście nie ze wszystkim jest tak kolorowo. Porządnie oberwała grupa reducentów, czyli organizmów rozkładających martwą materię organiczną na związki nieorganiczne. Gdyby nie one przewrócone w lesie drzewo nigdy by się nie rozłożyło, opadłe liście nie zamieniłyby się w próchnicę glebową, a martwe ciała ludzi i zwierząt piętrzyłyby się nierozłożone na stosach. Dzięki nim martwe drzewo rozkładane jest na związki mineralne które są pokarmem dla kolejnych żywych roślin (między innymi tych które możemy później zjeść). I problem jest własnie z tą grupą reducentów. Miejscami grubość nierozłożonej ściółki jest trzykrotnie większa niż w normalnym lesie w porównywalnych warunkach klimatycznych. Grzyby i mchy są również idealnym rezerwuarem promieniowania. Łatwo kumulują pierwiastki promieniotwórcze i przystawiony do nich dozymetr bardzo często zaczyna wesoło śpiewać.

To czarnobylskie monstrum chciało mi odgryźć nogę! Poważnie!


Czasem u zwierząt zdarzają się przypadki bielactwa, albinizmu, zaćmy, mniejszych rozmiarów niż okazy z innych części Europy. Jednak poważne choroby lub mutacje występowały głównie w niedługim czasie po katastrofie. Nawet to co wymieniłem wyżej jest coraz rzadziej spotykane.

Na chwilę obecną, trzydzieści lat po utworzeniu Strefy zwierzęta mają się tam nawet lepiej niż dobrze. Rośliny też rosną aż miło patrzeć.
Pozostało jedno...

Ludzie
Jak już wspomniałem, po katastrofie ludzie zostali przymusowo wysiedleni z wyznaczonej Strefy. Opustoszały zarówno małe miasteczka i wsie jak i wielkie miasta (przed tymi wydarzeniami Czarnobyl zamieszkiwało 15 000 a Prypeć 50 000 mieszkańców). Ewakuacja nastąpiła nagle więc miasta wyglądały jakby nagle wszyscy jego mieszkańcy zniknęli. W sklepach na półkach stała żywność (w Prypeci postawiono jeden z pierwszych w USRR a może i całym ZSRR marketów w formie jakie my znamy gdzie chodzi się z koszykiem między półkami), w blokach wszystkie sprzęty domowe stały tak jak je zostawiono a na szkolnych ławkach wiatr przewracał kartki pozostawionych książek i uczniowskich zeszytów.
Pustkowie.
Ale czy na pewno?

Tyle pozostało z większości zabudowy miejscowości Kopaczi. Większość budynków zburzono,  pozostałości zebrano w jednym miejscu i przysypano ziemią


Tak na prawdę Strefa nigdy nie była całkowicie pozbawiona obecności ludzi. Na miejsce wysiedlonych osób wkroczyli likwidatorzy usuwający skutki katastrofy. Oczywiście nie w takiej liczebności jak dawni mieszkańcy ale była to jednak znaczna grupa ludzi. Do opuszczonych miast jak muchy do...  jak mrówki do upuszczonego lizaka zaczęły ściągać grupy szabrowników skuszone wizją pozostawionych bezpańsko dóbr niezważające na promieniowanie. Dzięki nim większość budynków stoi teraz pusta, a pozostały w nich te przedmioty które przedstawiały żadną lub znikomą wartość (za wyjątkiem kilku perełek).
Ale to nie wszystko.

Po pewnym czasie, gdy okazało się, że nie jest to tymczasowa kwarantanna większość ludzi zaczęła jakoś inaczej układać sobie życie, szukając pracy i domu w innych częściach świata (głównie ZSRR). Były jednak osoby które za nic nie mogły odnaleźć się w nowej rzeczywistości Były to głównie osoby mieszkające na wsiach i w miasteczkach, żyjące tam od urodzenia, przyrośnięte do swoich korzeni. Nie mogąc żyć inaczej wracały, często nielegalnie do swoich gospodarstw. Część z tych osób żyje tam do dziś dnia. Podczas mojej wyprawy do Strefy spotkałem tam przedstawicieli różnych europejskich krajów. Anglii, Słowacji, Austrii. Trochę zdziwiło mnie to jak bardzo byli oni zaszokowani życiem tych ludzi. Jak mogą oni żyć w osamotnionych chatkach bez kanalizacji, żywiąc się tym co wyhodują na polach pracą własnych rąk. Dla mnie wydawało się to jakoś bardziej normalne. Swojskie. Bo i ci ludzie i ich gospodarstwa przypominały mi wiele krajobrazów które i dziś widuje się na polskich wsiach. Gdzie starsze osoby żyją w blisko (a czasem ponad!) stuletnich domach, przekopują motyką ogród a na podwórzu wypasają kozę. Którzy rąbią na pniaczku drewno siekierą pamiętającą czasy cara, żeby ogrzać się w zimie lub przygotować w parniku jedzenie dla zwierząt. Może łatwiej mi takie obrazki przyjąć bo w mojej rodzinie jeszcze zaledwie pokolenie lub dwa temu żyło się w chatach z klepiskiem a wodę brało się ze studni lub wprost ze źródła o które dbała cała lokalna społeczność. A sam prawie każde wakacje spędzałem na wsi u babci, gdzie ganiałem po polach a buty zakładałem tylko raz w tygodniu gdy szliśmy do kościoła. Eh...
No ale odbiegłem od tematu.

Do niedawna takich osób było w Strefie blisko 150. Liczba ta niestety coraz szybciej się zmniejsza. Są to zazwyczaj już ludzie w podeszłym wieku. Pozostają po nich puste domy, powoli zarastający ogród.



Latem tego roku miałem wielką przyjemność poznać mieszkającego w Czarnobylskiej Strefie Wyłączenia mężczyznę. Mieszka samotnie w miejscowości Paryszew na wschodnim brzegu rzeki Prypeć, niedaleko Czarnobyla i granicy z Białorusią. Nazywa się Iwan Iwanowicz. Przesympatyczny pan który opowiedział historię swojego życia, tego co robił w młodości oraz jak wyglądało życie w cieniu pracującej elektrowni oraz po katastrofie. Opowiadał np o tym, że według niego po katastrofie było lepiej bo przed nią rośliny dziwnie się rozwijały a potem... wszystko wróciło do normy. Między domem a lasem miał swój ogród, a w chlewie hodował dzika! Jeśli chodzi o dziki to podzielił się historią o tym jak to kiedyś po powrocie do ZONY upolował w lesie jednego z nich. Wraz z pracownikiem Strefy zanieśli go na przebadanie do naukowców którzy powiedzieli, że ze zwierzęciem jest wszystko w porządku (pomijając oczywiście fakt, że było martwe, chodziło o skażenie). Mięsem podzielili się we dwóch i ze smakiem zjedli. Prócz dzika po podwórku gania mu kilka kur i małe kociątka. A ze spraw żywieniowych miałem przyjemność wypić kubek pysznej i orzeźwiającej wody prosto z jego studni! Smak Czarnobyla! Strielok approves!
Iwan Iwaniwicz do niedawna żył z żoną która niestety jakiś czas temu zmarła. Aktualnie sam uprawia kawałek pola i dba o gospodarstwo. W ciepłe miesiące nawet dobrze mu się tam żyje. Spokojnie. Odwiedzają go czasem ludzie, przewodnicy wraz z podróżującymi i pracownicy ZONY. Gorzej jest w zimie kiedy jest odcięty od świata. A poważne problemy zaczynają się gdy zdarzy mu się zachorować...



Ostatnie spojrzenie już z okien pojazdu.

Najbliżsi sąsiedzi Iwana
Takich osób jak Iwanowicz jest w Strefie jeszcze wiele. Ale to nie wszystko. Pozostaje jeszcze elektrownia. Sam byłem tym zdziwiony ale ostatni z czterech reaktorów produkował energię jeszcze do roku 2000! Nawet do dnia dzisiejszego pracuje tam wielu naukowców kontrolujących sytuację w stygnących reaktorach. Wokół nich oraz likwidatowów i administracji ZONY istniała cała infrastruktura. Np basen miejski w opuszczonym mieście Prypeć był napełniany wodą, czyszczony i używany aż do roku 1998! Po pustych ulicach jeżdżą autobusy dowożących pracowników do elektrowni oraz na plac budowy nowego Sarkofagu. Zatrzymać muszą się na kilku bramkach kontrolnych gdzie stróżujący mundurowy dokonuje odprawy.


Sam Czarnobyl na pewno nie jest już miastem wymarłym. Funkcjonuje tam sklep spożywczy, poczta, muzeum, administracja. Przejeżdżają autobusy. Jest posterunek straży pożarnej. Mieszka sporo osób. Niektóre z domów i bloków są prawdopodobnie socjalne dla pracowników którzy przebywają na terenie ZONY jedynie pewien czas, bo pomimo tego, że w samym Czarnobylu promieniowanie jest niższe niż w niektórych europejskich miastach to pobyt w Strefie jest ograniczony czasowo. Strefę odwiedza również wielu naukowców z całego świata z każdej dziedziny nauki prowadzących różne badania. W końcu to jedyne takie miejsce na Ziemi gdzie można zobaczyć świat po globalnej katastrofie. Makroskopowa wizualizacja tego co stałoby się gdyby Zimna Wojna potoczyła się inaczej. Dokładnej demografii tego miasta niestety nie znam, nie wiem też jakie są wahania spowodowane właśnie okresowością pobytu tam pracowników.



Jak najbardziej czynny sklep spożywczy

Następny przystanek - Elektrownia


Nawet pomimo tego wszystkiego najniezwyklejszą rzeczą był chyba fakt, że na terenie Strefy istnieje w dalszym ciągu funkcjonująca ... cerkiew. A całkiem bije na głowę fakt, że udało mi się trafić na odbywający się tam ślub!


 

Do tego dodać należy jeszcze wielu podróżników i turystów którzy coraz częściej odwiedzają Czarnobylską Strefę Wyłączenia, która z miejsca skrajnie niebezpiecznego coraz bardziej przypomina skansen...



*nawet w chwili gdy czytasz ten tekst w Twoim organizmie dochodzi do takich procesów jak np replikacja DNA. Podczas każdego z nich jest szansa, że dojdzie do błędu w powielaniu nici aminokwasów a co za tym idzie - powstania mutacji. Zazwyczaj jest to niewiele znaczący aminokwas jednak pokazuje to, że każdy z nas może stać się mutantem. I każdy z nas JEST mutantem bo różnimy się między sobą. Nawet takimi cechami jak kolor oczu lub włosów. Tak działa ewolucja.



Tradycyjnie zapraszam na swoją stronę na FB Każda Strona Świata FACEBOOK













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz