czwartek, 7 listopada 2013

Sznurek z pokrzywy

Korzystając ostatnio z tego, iż miałem okazję wrócić do domu w rodzinne Roztocze oraz, że mój brat z żoną zostawili swoje rowery postanowiłem spędzić wolny dzień na zwiedzeniu okolic mojego miasta, które już od dawna mnie przyciągały. Pogoda mi bardzo dopisała i mogłem cieszyć się ostatnimi podrywami Polskiej Złotej Jesieni. Słońce, złote drzewa i niezmieniające się od lat wsie. Przede mną puste drogi, wiodące na Wschód, a dookoła wzniesienia, między innymi przygranicze Goraje i Wielki Dział. Czułem wolność i taką siłę w sobie, że zrozumiałem, że zbyt długo zwlekałem z takim wypadem. Idealna pogoda, rower i piękna okolica. Ładuje baterie.

Oszałamiającego tempa nie miałem. Chciałem się po prostu miło spędzić czas, podziwiając krajobrazy oraz zapomniane przez resztę świata miejscowości. Minąłem po drodze dużo opuszczonych domów, gospodarstw, zarośniętych pól. Cmentarze zarówno katolickie jak i prawosławne. I wiele innych miejsc, rzeczy i widoków do których z chęcią wrócę.

Po około 20 km zacząłem szukać miejsca na jakiś popas. Zjechałem w boczną drogę i rozsiadłem się nad strumieniem podjadając zabraną z domu kanapkę. Gdy obejrzałem się za siebie zobaczyłem, że po drugiej stronie drogi rosną w zaroślach pokrzywy. Przypomniał mi się wtedy już od dawna rojący się po głowie pomysł.