sobota, 26 sierpnia 2023

Pustynia Błędowska 17-18.04.2022

O miejscu jakim jest Pustynia Błędowska słyszałem już wiele lat temu jeszcze gdy mieszkałem na Roztoczu, chyba na stronie Zielona Kuchnia która dziś jest już niedostępna. Największa w Polsce pustynia w dodatku na takim wypasie, że kręcili na niej film Faraon. Niestety częściowo zarastająca więc trzeba było się spieszyć. A, że jakiś czas temu przeprowadziłem się na do województwa śląskiego więc siłą rzeczy miejsce to awansowało na liście miejsc do odwiedzenia. Początkowo planowałem tylko przemaszerować ją wzdłuż ale w okolicy świąt wielkanocnych trafiła się okazja na nockę w terenie więc załadowałem plecak i ruszyłem w drogę. 
Prócz krótkiej relacji chciałbym Wam też przedstawić kilka rzeczy które pojawiły się jakiś czas temu w moim szpeju. Zaczynamy.

Miejsce startu wybrałem w północnej części Pustyni, w miejscowości Chechło i to był strzał w dziesiątkę. Przywitał mnie od razu szeroki i otwarty krajobraz widziany z niewielkiego wzniesienia. Pustynia pełna gębą o czym przekonałem się jeszcze dobitniej gdy opuściłem asfalt i zacząłem marsz po piasku. I to było to na co liczyłem. Bezkres piasków (nie licząc lasów na horyzoncie), brak ludzi (czasem się gdzieś jakiś pojawił ale najczęściej daleko) i przyjemny (czyli meczący) marsz po pustyni. Myślami od razu powędrowałem na planetę Diuna z książek Franka Herberta które zaliczyć mogę chyba do jednych z moich ulubionych.
Pustynia Błędowska oferuje kilka punktów widokowych i jeden z nich wybrałem jako pierwszy cel. Kilka zdjęć na miejscu i obrałem azymut prosto przez równinę do lasu po drugiej stronie a do przejścia miałem sam sypki nieudeptany piasek z licznymi wydmami i zagłębieniami. Oczywiście w użyciu mapa i kompas. Po minięciu północnej części Pustyni wszedłem w typowy dla porastających uboga piaskowa glebę bór sosnowy ale im bardziej zbliżałem się do doliny Białej Przemszy tym ekosystem był coraz bardziej urozmaicony aż przeszedł w nadrzeczny ols. Rzekę pokonałem po zwalonym pniu drzewa a potem trochę kluczenia po rozlewisku zbierając po drodze liści pokrzyw na kolację.


I mała odmiana od typowej pustyni czyli wspinaczka na miejsce zwane Skałkami Nad Stawem, w okolicy dwóch stawów, Zielonym i Czerwonym, będącymi pozostałościami po kopalniach wyrobiskowych. Ja dotarłem tylko nad Zielony i efekt kolorystyczny odbijających się drzew robił na prawdę wrażenie. W tej okolicy mapa była mniej potrzebna bo aż roiło się tam od szlaków turystycznych, dydaktycznych i wielu innych i trzeba było tylko uważać czy wybieramy właściwy kolor na rozdrożu. W końcu udało mi się wdrapać na szczyt Czubatka gdzie w pierwszej kolejności rzuca się w oczy wysoka wieża obserwacyjna a następnie fajnie przygotowany punkt widokowy na cała pustynię i jej dalszą okolicę. 


No ale miała być pustynia. Zszedłem znów na otwarte piaski w stronę kolejnego punktu widokowego czyli drewnianej platformy wyniesionej nieco ponad okolice. A więc znów mapa i kompas w rękę i obieranie azymutu. Stamtąd znów na północ ponownie w stronę Białej Przemszy kierując się na miejsce wcześniej już upatrzone jako dogodne do biwakowania. W okolicy rzeki z rozlewiskiem z każdej strony co dawało dyskrecję, ale na tyle wysoko, ze miałem sucho pod nogami a poza tym i tak planowałem nocleg w hamaku. Tam w końcu zrzuciłem z siebie plecak i wyciągnąłem z niego kilka gratów więc teraz mały pokaz i przemyślenia na temat nowych i starych, już testowanych zabawek. A jako wyprawa na pustynię to tematem będzie woda

RECENZJA SPRZĘTU 
Pokrowiec na butelkę M-TAC
Z firmą M-TAC spotkałem się jakoś na przełomie 2021/22. Głownie za pomocą pierwszej klasy odzieży ale okazało się, że produkują również masę ciekawych gadżetów. Ukraińska firma która od samego początku działa w prawdę trudnych warunkach co w 100% weryfikuje ich sprzęt. Aktualnie na prawdę duża część ich produktów jest na wyposażeniu wojsk ukraińskich podczas wojny z Rosją a ciężko o bardziej realistyczne i wymagające środowisko do testów. A jeszcze wcześniej długie konflikty przygraniczne na wschodzie sprawdzały czy nasze spodnie kupione od M-TACa sprawdza się na co dzień lub podczas outdooru. Skala porównania nie do opisania.
W moje ręce wpadło jak na razie kilka ich produktów. Zacznijmy od uniwersalnego pokrowca na butelki wszelakie. 
Genialny pomysł (nie wiem szczerze powiedziawszy czy istniało to już wcześniej w dokładnie takiej formie) połączenia linką złożonego na pół kawałka wytrzymałego materiału. Dzięki stoperowi elastyczna linka jest regulowalna i po odpowiednim dociągnięciu można ją dopasować na standardowe butelki PET jak i szerokie butelki typu US canteen. Ba! Nawet z kubkiem. Ostatnio pobawiłem się z tymi linkami i wyciągając ja z jednego oczka można wkładać od boku nawet kubek z nieskładaną rączką (gdy linki są dopasowane do kształtu butelki, mimo ich elastyczności ciężko było go wkładać od góry). Nosiłem w nim nawet puszkę z greengasem stosowanym w replikach ASG na strzelanki. Gaz zawsze pod ręką a nie trzeba nosić plecaka! Na prawdę bardzo szeroka uniwersalność
Mocowanie oczywiście w systemie MOLLE. Zapewnia to swobodę w przytroczeniu zarówno do paska od spodni jak i na wszelkim oporządzeniu (plecak, kamizelka, pas taktyczny) który obszyty jest tymi taśmami. Przy prawidłowym założeniu trzyma się pewnie, nie lata na boki nawet obciążone i nie powinno być ryzyka odczepienia. Bardzo lekki produkt pozwalający trzymać wodę zawsze pod ręką co zapewnia dodatkowo trochę przestrzeni wewnątrz plecaka gdy nie musimy trzymać tam naszego PETa.
Było o trzymaniu naczyń na wodę to może teraz o pozyskiwaniu

Filtr do wody Sawyer Mini
Zapotrzebowanie na wodę człowieka zależy między innymi od czynników takich jak wiek, masa ciała, tryb życia, czynniki zdrowotne. Przyjęło się, że jest to około 2 litry na dobę. Jednak podczas jakiejkolwiek większej aktywności (a taką jest szeroko pojęta turystyka) zapotrzebowanie to znacząco wzrasta. Jeśli dodatkowo towarzyszy nam upał może być to nawet 4 litry samej wody pitnej. Dodatkowe cztery kilogramy (plus pojemniki) w plecaku. Dodatkowa duża przestrzeń zajęta w plecaku która musimy dźwigać. W lecie co prawda plecak jest odchudzony bo nie potrzebujemy dużych i ciężkich schronień i śpiworów ale właśnie wtedy dochodzi większe zapotrzebowanie na płyny. Gdyby tylko był jakiś sposób żeby nie musieć dźwigać tego cały dzień na plecach... no ale przecież jest! Pozyskiwanie w terenie. I co prawda można zaopatrzyć się w nią na stacjach paliw lub w popularnych sklepach z płazem w logo gdy wędrujemy przez bardziej cywilizowane rejony, to w szeroko pojętej dziczy jest już z tym gorzej. 
Pozostaje więc pozyskiwanie wody w terenie i pierwsze co nam zapewne przychodzi na myśl to krystalicznie czysta i smaczna woda ze źródła lub górskiego potoku. Legenda bushcraftu Ray Mears napisał w jednej ze swoich książek takie zdanie "Gdybym dostawał funta za każdym razem, kiedy miałem okazję słuchać wędrowców opowiadających, ze źródlana woda jest zawsze czysta byłbym już bogatym człowiekiem". I jest to prawda którą zaraz skrótowo wyjaśnię. 

UWAGA. poniżej hydrologiczny wywód który, jeśli Ciebie nie interesuje możesz przewinąć. Zostałeś ostrzeżony

Za jedyna czysta wodę pozyskaną w terenie możemy uznać tylko te pozyskaną za pomocą destylacji. Tylko tam mamy czyste H2O. Następna w kolejności będzie deszczówka. Pomijając zbieranie ze sobą śladowych ilości zanieczyszczeń z atmosfery również możemy zaliczyć ją do wody czystej. Ale raczej mało kto zabiera ze sobą na wycieczkę zestaw bimbrowniczy a deszcz mamy raczej nadzieję, że padać nie będzie. Więc może źródła? A skąd się bierze woda w źródle? Słuchając reklam wód mineralnych wynikałoby, ze jest to "zamknięta od tysiącleci" w podziemnych jaskiniach krystalicznie czysta woda która w dziwny sposób nagle postanowiła wytrysnąć spod ziemi. Nieliczne przypadki takie są, ale większość wody źródlanej to w skrócie deszczówka. Gdy kropla wody spadnie na ziemie dąży do tego żeby spływać ciągle w dół, zgodnie z grawitacja do centrum Ziemi. Czasem może wpływać na to jeszcze pochyłość terenu lub rodzaj powierzchni ale ogólna zasada "zawsze w dół". Gdy taka kropla spadnie na glebę lub piasek zacznie wsiąkać w głąb gruntu łącząc się z różnymi substancjami które napotka na swojej drodze. Czy to będzie cząstki mineralne skał, czy bardziej skomplikowana chemia (np rolnicza) połączy się z nią tworząc roztwór. Nawet o znikomym stężeniu ale już roztwór. wsiąka sobie ta woda coraz głębiej i głębiej, mieszając się ciągle z napotkanymi substancjami aż w końcu napotka na warstwę nieprzepuszczalną przez którą nihuhu nie przejdzie. Ale grawitacji nie pokona i chcąc dalej iść jak najniżej spływa sobie po powierzchni tej podziemnej warstwy nieprzepuszczalnej łącząc się z innymi kroplami wody napotkanymi po drodze. I tak się dzieje po każdym deszczu na olbrzymim czasem terenie zwanym "zlewnią" która ograniczona jest "wododziałem" czyli najwyższym punktem otoczenia z którego cala woda spływa w jedną stronę. Np górska grań. Ale w końcu ta woda natrafia na miejsce gdzie warstwa nieprzepuszczalna łączy się z powierzchnia ziemi i voila! Tak powstaje źródło. Z którego wypływa woda będąca mieszanina wszystkiego co spotkała na swojej drodze po opuszczeniu chmury. Czasem będą to substancje neutralne dla człowieka, czasem pozytywne, a czasem szkodliwe. Czasem będą to pestycydy, czasem związku mineralne, czasem podziemne złoża siarki, czasem jakieś związki organiczne, czasem jakieś drobne, nawet niewidoczne gołym okiem żyjątka, nawet takie które nie potrzebują do życia za bardzo światła. Samo "źródło", mimo, że woda w nim jest przejrzysta bywa niesamowicie ciekawym z punktu zoologii i botaniki miejscem. Pomimo tego co napisałem woda źródlana bywa relatywne czysta wiec występują tam różne zwierzęta i rośliny. Dodatkowo źródła nie zamarzają. Mają stała temperaturę (jeśli dobrze pamiętam) 9*C przez cały rok. W lecie fakt - orzeźwiająca lodowata woda. Ale zimą? Idealne warunki do rozwoju wszelakiego stworzenia. To tyle w WIEEELKIM skrócie jeśli chodzi o źródła (bo można by dodać jeszcze liczne podziały ze względu na genezę, rodzaj wypływu, rodzaj terenu... STOP!). 
Następnie ta woda płynie dalej zmieniając nazwę z pierwotnego deszczu, poprzez źródło na strumień. I ponownie porywa wszystko co spotka na swojej drodze.

KONIEC HYDROLOGICZNYCH NUDÓW - MOŻNA CZYTAC DALEJ


Jeśli ominąłeś fragment hydrologiczny powiem tylko w skrócie, że woda ze źródła nie zawsze jest zdatna do picia. Czas zabrać się za uzdatnienie jej. Tym razem zabrałem ze sobą uniwersalny i wygodny filtr do wody Sawyer Mini. Oczyszcza on wodę na zasadzie przepuszczania jej przez specjalne mikromembrany Hollow Fiber . Pozwala to odseparować z wody wszystkie cząstki większe od 0,1 mikrona. Dla przykładu jedna z najbardziej znanych chorobotwórczych bakterii fekalnych, pałeczka okrężnicy (E.coli) ma rozmiar 0,8 mikrona i nie ma bata żeby przez te membrany przeszła. Filtr ten poradzi sobie z zanieczyszczeniami:
- mechanicznymi
- bakteriami
- pierwotniakami
Czegoś tu brakuje? Tak. Niestety filtr ten ani nie destyluje ani nie ma wkładu węglowego więc nie poradzi sobie ani z wirusami ani z zanieczyszczeniami chemicznymi. Dlatego korzystając z niego należy mieć to na uwadze, że podejmujemy jednak lekkie ryzyko i bardzo rozsądnie dobierać miejsce czerpania wody. W mojej opinii na pewno odpadają jakiekolwiek zbiorniki z wodą stojącą. A w przypadku strumieni/źródeł tylko te które mają relatywnie czysta zlewnię
Korzystać z filtra możemy na kilka sposobów i jest to dość proste. W zestawie poza filtrem mamy tez zwijaną butelkę o pojemności 470ml. Do niej wlewamy nieoczyszczoną wodę

Potem filtr nakręcamy na napełnioną już butelkę. Zarówno filit jak i butelka maja gwint o średnicy i skoku takim samym jak te najczęściej występujące w butelkach PET wiec zamiast niej możemy użyć starej butelki po wodzie ze sklepu lub innym napoju
Pozostaje tylko przepuścić wodę przez filtr do docelowego pojemnika, czy to będzie jakiś kubek, garnek czy jak na zdjęciu camelbak od M-TACa
Inna opcja to nakręcenie filtra na butelkę z brudną wodą i picie bezpośrednio z niego

Woda jest więc można wracać do obozowania. Zatrzymałem się  lesie między północną a południową częścią pustyni na suchym skrawku ziemi pośrodku rozlewiska rzeki Biała Przemsza. Rozwieszenia hamaka i zadaszenia to tylko kilka chwil i resztę dnia miałem już na takie przyjemności jak spacer po okolicy lub przygotowywanie jedzenia. Nad rzeką nazbierałem do lnianego worka dość sporą ilość młodej pokrzywy która poddusiłem i zrobiłem z niej kolację na bazie płatków owsianych i arpolowskiej kiełbasy w puszce. Jak dla mnie dość smaczne (głodnemu wszystko smakuje) a na pewno sycące.


Rano druga część wyprawy. Na cel poszło kilka miejsc w południowej części Pustyni, znane punkty turystyczne lub to co wpadło w oko na horyzoncie. Mimo, że był kwiecień w pewnym momencie gdy słońce wyszło zza chmur widziałem lekkie falowanie terenu. W lecie pewnie szansa na miraże i fatamorgany rośnie wykładniczo. W większości dzień wypełnił mi marsz po piasku i podziwianie widoków. Kto nie był to na pewno polecam odwiedzenie Pustyni Błędowskiej, chociaż najlepiej pojechać tam omijając terminy typowo turystyczne (nawet zwykłe weekendy) bo na samym południu jest dosłownie miasteczko foodtrucków i bywają tłumy wycieczkowiczów. Dzięki temu będzie można doświadczyć tej pustynnej przestrzeni. Chociaż posiedzenie na brzegu pustyni w leżaku z lodem w ręku lub czymś gazowanym do picia też brzmi jak plan na chillout ;)
A jak wspomniałem było nawet dość ciepło i okoliczności pustynne więc nie można zapomnieć o nawodnieniu. Napełniony według wcześniejszej instrukcji bukłak na wodę sprawdził się wybornie więc teraz kilka słów o nim.
Bukłak/camelbak 2l. od M-Tac
Kilka zdjęć prezentujących ten camelbak pokazałem już wyżej przy opisie filtra do wody. Duży wlew to nie tylko ułatwienie przy napełnianiu ale wg mnie przede wszystkim pomoc przy myciu go po powrocie do domu gdy można spokojnie włożyć do środka całą rękę i wyszorować zakamarki co jest ciężkie w tych z nawet dużą nakrętką. Wlew zamykany jest czymś w rodzaju plastikowej spinki która na końcu ma spory otwór. Jeśli w plecaku jest jakieś oczko spokojnie można w ten sposób podwiesić go w środku dzięki czemu nie opadnie na samo dno plecaka. Od worka biegnie wężyk w oplocie chroniącym go zarówno przed uszkodzeniami jak i częściowo przed temperaturą otoczenia. A już na końcu zespół ustnika widoczny na zdjęciach poniżej. Dopływ wody blokuje solidna dźwignia a sam ustnik kapturek. Gumowy ustnik można dodatkowo zdjąć dzięki czemu nie ma problemu np z przelaniem wody z bukłaka do kociołka gdy chcemy zagotować wodę i to bez wyciągania całości z plecaka. Wystarczy ze poziom wody będzie wyżej niż naczynie. No ale tutaj jeden minus. Bukłak najczęściej jest wciśnięty albo w specjalną kieszeń na niego przeznaczoną, albo gdzieś pomiędzy śpiworem, zapasowymi ciuchami, żarciem i innymi klamotami znajdującymi się w plecaku. I o ile nie dogrzebiemy się do niego na postoju to nie jesteśmy w stanie sprawdzić ile zostało w nim jeszcze wody za wyjątkiem obserwacji ze leci ona z nieco mniejszym ciśnieniem. Warto mieć wobec tego chociażby małą półlitrową butelkę awaryjną żeby nie zaskoczył nas nagły brak czegoś do picia.
Ogólnie z zakupu jestem meeeega zadowolony. Daje możliwość nawadniania się w regularnym tempie małymi łykami nawet bez zatrzymywania się w drodze i często go ze sobą zabieram czy to na dłuższe wyprawy czy jakieś spontaniczne wypady w teren gdzie więcej jest marszu niż postoju. Od biedy może też służyć nawet jako obozowy kran. Wystarczy powiesić go gdzieś wysoko na gałęzi a po przekręceniu dźwigni przy ustniku woda sama będzie z niego ciekła równym strumieniem


I na dzisiaj to by było na tyle. Spełniłem jedno ze swoich dawnych marzeń odwiedzenia Pustyni Błędowskiej. Spędziłem noc w terenie. Przerobiłem ładnych kilka kilometrów. Co łączy się w przeżycie małej przygody. Niesamowicie dobrze spędzony czas

Do następnego!
i
Zapraszam na stronę mojego bloga na FB Każda strona świata  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz